Małgorzata Świeca, radca prawny o prawach pacjenta: Kobiety gorszym sortem RP?
Minister Radziwiłł zapomniał, że mamy XXI w., a praw jednostki pilnuje konstytucja.
Coraz wyraźniej widać, że prawa kobiet w Polsce przeżywają ostatnio bardzo głęboki kryzys, jeśli nie największy w ciągu minionych ponad 20 lat.
Reprezentowane przez rząd idee „niekonwencjonalnej” edukacji seksualnej, wypowiedzenie tzw. konwencji antyprzemocowej, a także ograniczenia w dostępie do aborcji, antykoncepcji oraz in vitro sprawiają, że Polska niechybnie staje się państwem wyznaniowym, spowitym chmurami „wieków ciemnych”, upadku racjonalnego myślenia, skrajnego fanatyzmu i zaślepienia ideologią.
Porównanie to wydaje się niezwykle trafne, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę słowa użyte w wywiadzie dla portalu fronda.pl przez posłankę PiS Krystynę Pawłowicz na określenie uczestniczek Międzynarodowego Strajku Kobiet: „wiedźmy”, „kobiety wykolejone”, „wulgarne zbiegowisko wulgarnych kobiet obrażających uczucia religijne i wartości podzielane przez większość Polaków”, „wiele z tych kobiet zachowuje się jak ulicznice”.
Sumienie na receptę
Wprawdzie przytoczone wyrażenia uznać można za bezpośrednie nadużycie wolności słowa i naruszenie dóbr osobistych kilkudziesięciu tysięcy Polek, ale pozostawić je należy bez komentarza – zgodnie z uwagą Stefana Kisielewskiego: „Polemika z głupstwem nobilituje je bez potrzeby”. Oceniając wspomniane wydarzenia nie tylko jako prawnik, ale przede wszystkim jako kobieta, śmiało mogę powiedzieć, że czuję się gorszym sortem, wykluczonym poza nawias „stuprocentowych kobiet dobrej zmiany” (których uosobieniem jest z pewnością posłanka Pawłowicz), i że prawa kobiet w Polsce są brutalnie marginalizowane i lekceważone przez rządzących.
Obecnie najgłośniejszy jest spór o klauzulę sumienia: czy lekarz ma prawo odmówić pacjentce przepisania recepty na tzw. pigułkę dzień po, powołując się na swoje przekonania?
Prawo do sprzeciwu sumienia w prawie polskim przewidziane zostało w art. 39 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty z 5 grudnia 1996 r., w myśl którego lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, z zastrzeżeniem art. 30, a więc z wyjątkiem bezwzględnego obowiązku udzielania pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia, oraz w innych przypadkach niecierpiących zwłoki.
Powołując się na swoje sumienie, lekarz zobowiązany jest wskazać realne możliwości uzyskania przedmiotowego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Co więcej, lekarz wykonujący swój zawód na podstawie stosunku pracy lub w ramach służby ma ponadto obowiązek uprzedniego powiadomienia na piśmie przełożonego. Klauzula sumienia znajduje potwierdzenie również w kodeksie etyki lekarskiej, którego art. 4 stanowi, iż dla wypełnienia swoich zadań lekarz powinien zachować swobodę działań zawodowych, zgodnie ze swoim sumieniem i współczesną wiedzą medyczną.
Istota problemu tkwi w przyjętej przez Radę Ministrów 14 lutego 2017 r. nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw, na podstawie której hormonalne leki antykoncepcyjne do stosowania wewnętrznego (a więc również środki tzw. antykoncepcji awaryjnej) będzie można otrzymać wyłącznie na podstawie recepty.
Inkwizytor mile widziany
Obecny minister zdrowia jednoznacznie stwierdził, iż odmówiłby przepisania przedmiotowej recepty nawet pacjentce będącej ofiarą gwałtu. Stwierdzenie to stanowiło punkt zapalny dyskusji, która ma dwie płaszczyzny. Pierwsza ma charakter moralno-religijny i właśnie przede wszystkim tutaj jaskrawo widać, jak dotkliwie kobieta pozbawiona zostaje swojej autonomii, godności oraz prawa do samostanowienia o własnym życiu i własnym ciele. W tym miejscu zwolennicy klauzuli sumienia – ze stricte instrumentalnie używanymi dogmatami „wiary” na ustach – wskazują na poronne działanie tabletki „po”, które jest niczym innym jak zabiciem dziecka, zakończeniem życia ludzkiego. Jej stosowanie uważają zaś za przejaw zalewającej Polskę ideologii Zachodu, odznaczającej się degeneracją oraz destrukcją moralną i kulturową.
Decydujący głos jako największy ekspert w całej dyskusji zabiera również oczywiście Kościół w osobie abp Hosera, który dumnie grzmi, że tabletka „po” posiada właściwości poronne. Lekarz – zamiast kierować się przysięgą Hipokratesa i dobrem pacjentki – powinien więc być bezwzględnym inkwizytorem, misjonarzem i jako strażnik moralności narzucać innym własny światopogląd oraz propagować swoje przekonania religijne, oczywiście jedyne słuszne, a więc podyktowane doktryną Kościoła katolickiego.
Niech zmienią specjalizację
Obecny rząd byłby z pewnością przeszczęśliwy z powodu takiego obrotu sprawy, jednak omawiany temat przełożyć należy teraz na płaszczyznę prawną. Przełożenie to burzy misterny plan partii rządzącej, mający na celu nawracanie. Całkowicie nie do zaakceptowania we współczesnych warunkach demokratycznego państwa prawnego jest bowiem, aby klauzula sumienia była instrumentem zapewniającym wyłącznie jednostronny kult sumienia lekarza oraz bezwzględną nadrzędność jego praw i wolności nad prawami i wolnościami pacjenta, tworząc tym samym asymetryczne prawnie uprzywilejowanie lekarza, który przy użyciu klauzuli sumienia może arbitralnie sytuować własne przekonania ponad dobrem pacjenta, a także autorytarnie decydować o jego dalszym losie i życiu.
Ponieważ minister Radziwiłł najwidoczniej zapomniał, przypomnieć mu trzeba, że mamy XXI wiek, toteż podstawowe prawa i wolności jednostki zapewnione są zarówno w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, jak i w aktach europejskich oraz międzynarodowych. Ustawa zasadnicza jednoznacznie przewiduje wśród podstawowych gwarancji: nienaruszalną, przyrodzoną, niezbywalną godność każdego człowieka, prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym, wolność sumienia i religii, a także prawo do ochrony zdrowia. Wartości te zagwarantowane są także w konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, a także w międzynarodowym pakcie praw obywatelskich i politycznych. Co więcej, przyjęta i zarekomendowana przez Światową Organizację Zdrowia powszechna deklaracja praw seksualnych bezpośrednio przewiduje prawo do podejmowania wolnych i odpowiedzialnych decyzji dotyczących posiadania potomstwa.
Założeniem wprowadzenia klauzuli sumienia do polskiego systemu prawnego był przede wszystkim zamiar zrównoważenia prawa przedstawicieli personelu medycznego do sprzeciwu sumienia z prawem pacjenta do uzyskania usług medycznych gwarantowanych przez prawo. Nie można zaprzeczyć, iż przedstawicielom służby zdrowia przysługuje prawo do powstrzymania się od wykonania świadczenia medycznego, jeżeli jest ono niezgodne z ich sumieniem, jednakże wykonywanie tego prawa nie może mieć charakteru absolutnego i naruszać praw i wolności innych osób poprzez uniemożliwienie pacjentce uzyskania dostępu do świadczeń zdrowotnych, a tym bardziej do ingerencji w jej przyrodzoną godność, wolność sumienia oraz prawo do decydowania o swoim życiu osobistym i samostanowienia o własnym ciele.
Potwierdza to jednoznacznie jednolita linia orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (np. wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 26 maja 2011 r. w sprawie R.R. v. Polska, skarga nr 27617/04).
Ideologia atakuje naukę
Prawo do sprzeciwu sumienia uregulowane jest w wielu państwach członkowskich Unii Europejskiej, m.in. w ustawodawstwie włoskim, niemieckim, francuskim oraz brytyjskim. W żadnym jednak kraju europejskim klauzula sumienia nie jest nadużywana w tak rażący sposób jak w Polsce. Wpływa na to wiele czynników: stopień edukacji i świadomości seksualnej, wiedza medyczna, mentalność, powszechnie przyjęte i propagowane przez władze poszanowanie unormowań prawnych oraz praw i wolności człowieka.
Racjonalne rozwiązanie przyjęte zostało w Wielkiej Brytanii, gdzie rozpoczynający karierę lekarz danej specjalności ma obowiązek podpisania deklaracji wykonywania wszystkich świadczeń przysługujących pacjentowi w konkretnej dziedzinie. Z kolei nie stosując się do tego obowiązku – wybiera on po prostu działalność na gruncie innej specjalizacji.
Absurd propagowanego przez naszą aktualną władzę podejścia do klauzuli sumienia jako narzędzia moralizującego, dyktującego jedyny słuszny wzorzec postępowania wyrazić można porównaniem z lekarzem będącym świadkiem Jehowy, który odmawiałby każdorazowo transfuzji krwi nawet przy zagrożeniu życia pacjenta.
Podkreślić należy, iż argumenty samozwańczych obrońców moralności kobiet są mocno wątpliwe i pozbawione uzasadnienia medycznego, a poparte wyłącznie hasłami religijnymi wypaczającymi faktyczny sposób ich działania. Ideologii przeciwstawić należy więc naukę i wiedzę medyczną.
Między Rosją a Albanią
Stanowisko autorytetów środowiska medycznego jest jednoznaczne: tabletka „dzień po” nie jest środkiem wczesnoporonnym, lecz ma charakter antykoncepcyjny. Opóźnia jajeczkowanie, uniemożliwiając już samo zapłodnienie. Z kolei gdyby nawet doszło do zapłodnienia, przedmiotowa tabletka nie skutkuje przerwaniem ciąży i nie ma wpływu na jej przebieg. Potwierdzają to również przeprowadzone badania kliniczne. Co więcej, z istoty prawa do sprzeciwu sumienia wynika, że sprzeciw ten musi być umotywowany funkcjonowaniem normy moralnej, której naruszenia chce uniknąć lekarz.
Zgodnie ze stanowiskiem Komitetu Bioetyki przy Prezydium PAN motywacja taka jest skuteczna wyłącznie „gdy działanie bezpośrednio narusza bądź stwarza bezpośrednie i realne zagrożenie dla dobra, które wedle przekonań moralnych powinno podlegać bezwzględnej ochronie”. Przesłanka ta z pewnością nie ma minimalnego nawet związku z działaniem tabletki „dzień po”, która nie jest przecież środkiem wczesnoporonnym. Czy nadejdzie czas, kiedy dostęp do antykoncepcji – mocno krytykowanej przecież przez doktrynę katolicką – zostanie zupełnie zamknięty?
Patrząc na ostatnie wydarzenia, scenariusz taki wcale nie jest wykluczony. Tym bardziej że nasz kraj stanie się jednym z tylko czterech w Europie (obok Rosji, Albanii i Węgier), w którym antykoncepcja awaryjna będzie dostępna na podstawie recepty. A to wszystko sprawia, że Polska staje się zaściankiem Europy w najgorszym tego słowa znaczeniu.
Autorka jest radcą prawnym, partnerem w Kancelarii Prawnej Świeca i Wspólnicy Sp. k.
źródło: rp.pl