Pan od rozkoszy. Wilhelm Reich: człowiek, który zmienił Amerykę w orgazmotron

Chłopak spod Drohobycza zawlókł do USA rewolucję seksualną i umarł za nią zaszczuty przez urząd ochrony konsumentów

Początek lat 50. ubiegłego wieku. Przyszły noblista Saul Bellow godzinami siedzi w drewnianej kabinie wyłożonej blachą. W podobnych budkach nad Atlantykiem i Pacyfikiem siedzą również Henry Miller, Norman Mailer, J.D. Salinger, Allen Ginsberg, Jack Kerouac i William S. Burroughs – właściwie cała amerykańska bohema. Burroughs zażywa wielogodzinnych sesji w sławojkopodobnej skrzyni do kresu swych dni, a że zahaczają one jeszcze o lata 90., w budce w jego przydomowym ogródku można też będzie zobaczyć Kurta Cobaina. 

Do budki ochrzczonej w "Śpiochu" (1973) Woody'ego Allena "orgazmotronem" wsiadł, chcąc nie chcąc, cały Zachód. Miała być ona narzędziem, a stała się jednym z symboli seksualnej rewolucji. Tej, która obiecywała raj bez winy, wstydu i kompleksu Edypa, a skończyła się – jak to rewolucja – perwersyjnym piekłem. Takim z powieści Michela Houellebecqa, gdzie marzenia o wyzwoleniu ciała z okowów ducha (moralności, religii, cywilizacji, kultury) prowadzą do zniewolenia ducha przez obsesję ciała. I to ciała młodego, sfotoszopowanego, wręcz bezcielesnego. 

Uniwersalność seksualnej rewolucji również skończyła się tak jak zwykle – produkcją nowych wykluczonych. "W chwili gdy padają kolejne tabu, a polityczna poprawność nie pozwala na opresję wobec mniejszości etnicznych czy seksualnych, tworzy się opresjonowana mniejszość (a może raczej już większość) ludzi starych, brzydkich lub grubych" – pisał o postrewolucyjnym świecie Houellebecqa Krzysztof Varga w poprzednim numerze "Książek".

A wszystko przez orgazmotron i jego wynalazcę Wilhelma Reicha. Trochę przesadzam. Ojców i matek obyczajowej rewolucji znalazłoby się więcej – od Freuda po tabletkę antykoncepcyjną. Zaś orgazmotron miał być tylko dodatkiem do leżenia nago na terapeutycznej kozetce, intensywnego oddychania, znęcania się nad poduszką, wrzasków i innych zabiegów, które miały doprowadzić pacjentów do "przełamania pancerza biofizycznego i charakterologicznego" i totalnego orgazmu.

W zależności od tego, czy było się literatem z Greenwich Village, czy też prawicowym zwolennikiem McCarthy'ego, orgazmotron i niekonwencjonalna terapia Reicha były traktowane jako narzędzia seksualnego wyzwolenia albo szatański (czytaj: komunistyczny) wynalazek stanowiący zagrożenie dla zdrowej tkanki moralnej amerykańskiego społeczeństwa. Do tego stopnia, że wydano 2 mln dol. na śledztwo, które zabiło wynalazcę.

Kim był ów człowiek, który zawlókł do Ameryki rewolucję seksualną? 

Wilhelm zabija własną matkę 

W tym miejscu należałoby przejść do biograficznego elementarza. Wilhelm Reich urodził się 24 marca 1897 r. niedaleko Drohobycza, a jego ojciec był bogatym żydowskim hodowcą bydła na mięso dla cesarsko-królewskiej armii. Ale ważniejsza jest dla nas informacja o tym, że młody Wilhelm zabił własną matkę. Nie, nie własnymi rękami. Popełniła samobójstwo. Jednak przez całe życie obwiniał się o jej śmierć i żywił do niej jednocześnie nieukojony żal, że porzuciła go, wybierając śmierć. 

A było tak: mały Wilhelm pod nieobecność ojca był świadkiem romansu matki z domowym nauczycielem. Kiedy ojciec wrócił, przesłuchał syna, który wszystko wyśpiewał, choć jeszcze nie bardzo wiedział co. W konsekwencji – oszczędźmy sobie szczegółów rodzinnego dramatu a la Strindberg – matka się zabiła. I było to dla Wilhelma wydarzenie ważniejsze niż wybuch I wojny, utrata majątku i kres całego galicyjskiego wszechświata. A nawet śmierć własnego ojca. Wydarzeniem numer dwa stało się dopiero spotkanie 23-letniego studenta medycyny Wilhelma Reicha z 64-letnim Zygmuntem Freudem. 

Dzieci wśród ekskrementów 

Wiedeń, matecznik awangard i rewolucji, po I wojnie i zgonie ck imperium dosłownie umiera z głodu. Freud jeszcze nie ma pozycji światowego guru. Od pacjentów zamiast tracącej na wartości waluty bierze ziemniaki. I poznaje Reicha, który na jakiś czas staje się jego ulubieńcem. 

Reich zafascynowany jest koncepcją libido oraz przełamywaniem krępujących seksualną energię społecznych barier. Nie tylko społecznych – jego pozycję w świecie psychoanalizy buduje książka "Der triebhafte Charakter" z 1925 r. o charakterze jako barierze skutecznej terapii. I o sposobach rozbrajania charakterologicznych zahamowań (w konsekwencji po latach pojawią się dalekie od klasycznej kozetki metody terapii – te z wyzwalającym oddechem i gryzieniem poduszek – ale też rozkwitająca wśród dzieci kwiatów terapia Gestalt, którą wymyślił uczeń Reicha Fritz Perls).

Europa drży z lęku lub ekscytacji z powodu nadciągającej, jak się zdaje, rewolucji. Ale Reich wierzy w inną rewolucję. Jej narzędziem ma być psychoanaliza. Gdyby terapia stała się ogólnodostępnym dobrem, społeczeństwo przeżyłoby gruntowną zmianę bez konieczności roznoszenia kapitalizmu na bagnetach. Nie jest sam. W Wiedniu i Berlinie powstają ambulatoria, gdzie psychoanalityczna lewica prowadzi terapię za darmo. 

Jednak to kropla w morzu potrzeb. Na pewno niewystarczająca do rewolucyjnej zmiany.

Po przeprowadzce do Berlina Reich, już jako członek partii komunistycznej, tworzy w 1931 r. Sexpol, wielki program edukacji seksualnej. Z wypiekami na twarzy (całe życie walczy z łuszczycą) głosi robotnikom dobrą nowinę o antykoncepcji, wyzwalającym orgazmie i prawie nastolatków do swobody seksualnej. Co przyciąga młodzież i odstrasza komunistów, którzy boją się stracić głosy katolików. 

Moskwa uzna publikacje Sexpolu za "niepoprawne", ale Reich i tak jedzie do Związku Radzieckiego i widzi – jak wielu innych – to, co chce zobaczyć. "Tam rewolucja seksualna już się dzieje i żadna siła nie jest w stanie jej zatrzymać". Ogląda eksperymentalny sierociniec, gdzie dzieci są wychowywane "w zgodzie z ich seksualną naturą", co oznacza m.in. brak treningu higieny i przyzwolenie na onanizm. W Berlinie posyła swoje dwie córki do szkoły działającej na podobnej zasadzie. Będą ten okres wspominały jako piekło dzieci kucających wśród własnych ekskrementów.

Hitler dochodzi do władzy. Reich musi wiać. Zostawia za sobą swąd swoich płonących na stosach książek. Po raz drugi spłoną w USA, dokąd uciekł w poszukiwaniu azylu. Ale najpierw są Dania, Szwecja, Norwegia – to tu dokonuje swojego odkrycia. Jest ono nie mniej istotne niż to Marii Skłodowskiej-Curie i jej męża. Reich jest o tym przekonany. 

 

Rak to seksualna frustracja

 

 

Zygmunt Freud od 1923 r. ciężko choruje na raka jamy ustnej. Odrzucony Reich (mistrzowi nie spodobał się jego koktajl marksizmu i psychoanalizy) pragnie go wyleczyć. Jakby w ten sposób chciał ponownie zbliżyć się do zastępczego ojca – twierdzi w swojej książce Christopher Turner. Wierzy przy tym, że to nie wypalana codziennie paczka cygar jest źródłem choroby Freuda, ale seksualna frustracja, wzmocniona zabiegiem podwiązania nasieniowodów. Wazektomia, jak wówczas wierzono, miała zapewniać starszym panom drugą młodość. 

Nie chodzi jednak tylko o Freuda. Reich, samotny na wygnaniu w Norwegii, fantazjuje, że wraca do Berlina jako zwycięzca. Bo pokonał raka. A tym samym pokonał faszyzm, bo rak i faszyzm to w gruncie rzeczy jedno i to samo schorzenie mające źródło w seksualnych zahamowaniach. Więc wyzwalając orgazm, wyzwolimy się również od nazistów.

Ale mniejsza z orgazmem. Stojąca za tym stwierdzeniem teza Reicha, że faszyzm nie jest niemieckim wynalazkiem, ale potencjałem tkwiącym w ludz-kiej naturze (tak pisał w wydanej już w 1933 r. "Psychologii mas wobec faszyzmu"), była w swoim czasie naprawdę oryginalna. Kiedy Erich Fromm korzystał z tez Reicha, pisząc "Ucieczkę od wolności", tylko osobista niechęć do autora "Rewolucji seksualnej" sprawiła, że pominął go w przypisach. 

Hitler też miał fioła na punkcie nowotworów – jego matka zmarła na raka piersi. Oczywiście przypisał tej nowej "epidemii" rasowe pochodzenie. Rak to efekt dekadencji. U czystych nordyckich ras nie występuje, pojawia się wraz z domieszką "elementu semickiego". Żydzi sami są jak rakowe komórki. Wnikają w zdrową tkankę społeczeństwa i wyniszczają ją. W czasie pogadanek o działaniu radioterapii niemieccy radiolodzy pokazywali slajd, na którym promienie – żołnierze SS – atakują rakowe komórki z gar-batymi nosami. 

"Reich wierzył, że naziści rozprzestrzeniają raka, tak jak naziści wierzyli, że to samo robią Żydzi" – pisze Turner. To niejedyna sytuacja, gdy poglądy Reicha wydają się lustrzanym odbiciem wizji jego wrogów. Ale rak stał się dla niego metaforą wszelkiej społecznej represji, a społeczny rygor w każdej formie został zdefiniowany jako źródło choroby. 

Terapią miał być zdrowy seks. Broń nazywała się orgon.

Bigos da ci orgazm 

To brzmi jak szaleństwo. Reich naprawdę wrzucił do garnka mięso, ziemniaki, warzywa, mleko i jajka, gotował je przez pół godziny, po czym próbkę tej zupy włożył pod mikroskop. Zobaczył niebieskie bąbelki, pulsujące, rozpadające się i łączące ze sobą. Nazwał je bionami. Był pewien, że przyłapał życie in statu nascendi. Energię przybierającą na jego oczach formę jakichś protoorganizmów.

Uważał, że to odkrycie na miarę radu, choć w grun-cie rzeczy padł ofiarą przesądów mniej więcej z tej samej półki co przekonanie mojej babci, że robaki biorą się z brudu. 

Jego "czysto naukowe odkrycie" miało ciąg dalszy. Kiedy jeden z jego uczniów niechcący zanieczyścił próbkę bionowej zupy morskim piaskiem i podgrzał ją, Reich zauważył pod mikroskopem coś, co uznał za promieniowanie. Zinterpretował to w ten sposób, że niektóre biony uwalniają słoneczną energię, którą wcześniej skumulowały. To właśnie tę radiację Reich nazwał orgonem.

Zabójcy Chrystusa 

Orgon to według Reicha ni mniej, ni więcej tylko uniwersalna energia seksualna. Życie w swojej esencji. Libido przestało być hipotezą przydatną do objaśnienia fenomenów życia psychicznego. Stało się materialną siłą dającą się mierzyć, gromadzić i przekazywać.

Orgon może przepędzać chmury i bronić ziemi przed inwazją Obcych (podobnie jak przed rakiem, faszyzmem oraz komunizmem). Jest niebieski i zostawia metaliczny smak w ustach. Jest też czystą, totalną rozkoszą. Ale orgon w człowieku utknął. Pomiędzy zwierzęcym jądrem ludzkiej istoty (Freudowskie id) a sferą reguł rządzących ludzkimi zachowaniami (superego) wyrósł mur perwersji (ego). Źródła jego narodzin można opisać trzema słowami: religia, polityka i rodzina. Albo jednym: represja.

Gdyby zburzyć ów mur, człowiek zaspokajałby popędy w sposób nie tylko nieograniczony, ale też dojrzały. Osiągnąłby zdolność do doskonałego orgazmu, "pełnię genitalności". Każdy aspekt życia prywatnego i publicznego realizowałby harmonijnie potrzeby naszego "zwierzęcego jądra". Zapanowałaby "demokracja pracy", żylibyśmy szczęśliwie, czerpiąc satysfakcję z seksu i innych sfer życia w zgodzie z własną najgłębszą naturą.

Tak mniej więcej wyglądał projekt seksualnego raju według Reicha. Zrealizowaną utopię odnalazł u Bronisława Malinowskiego. Opisywani przez niego rdzenni mieszkańcy Wysp Trobrianda żyją w seksualnym raju. Ich dzieci dojrzewają bez presji "totalitarnej rodziny", a ekspresja seksualna dorosłych nie jest hamowana ani regulowana regułami moralności.

Żeby raj zrealizować w społeczeństwach Zachodu, konieczna jest rewolucja. Trzeba zburzyć bariery stawiane seksualnej energii, które tkwią zarówno w ciele, jak i w życiu społecznym. Jeśli się nie uda, czeka nas los zainfekowanych faszyzmem Niemiec albo umierającego na raka Freuda. Albo Chrystusa, którego zabójcami są wszyscy, którym obce jest wyzwalające doświadczenie kosmicznego orgazmu.

Za głoszenie tych tez wyklęli Reicha zarówno komuniści, jak i psychoanalitycy. Został sam. 

Biony lądują w waginach 

"Pragnę kobiety jak nigdy dotąd, nawdychałem się za dużo orgonu" – notował Reich w czasie eksperymentów z bionami. Ale to skutek uboczny. Energia orgonalna powinna przede wszystkim leczyć raka. Reich namawia trzy współpracownice na swoistą profilaktykę antyrakową polegającą na wprowadzaniu tub z bionami do wagin. Wyniki swoich badań wysyła do Instytutu Nielsa Bohra w Kopenhadze. – To brednie – brzmi odpowiedź, której Reich oczywiście nie przyjmuje do wiadomości (Einstein powie to samo, tylko grzeczniej). 

W 1941 r. Werner Heisenberg przekaże Nielsowi Bohrowi informacje o niemieckich postępach w pracy nad budową broni atomowej. Bohr zawiezie te wieści do Waszyngtonu. 
 

Reich jest na miejscu od dwóch lat. W Nowym Jorku docierają do niego informacje o wybuchu wojny i śmierci Freuda. To była eutanazja – Freud poprosił przyjaciela o zabójczy zastrzyk z morfiny. Ale Reich jest już w tym czasie zajęty rozwijaniem swojego orgazmotronu, który gromadzi orgon, a potem oddaje go siedzącym w środku pacjentom, lecząc ich z raka i pomniejszych dolegliwości. 

 

 

Za kilkanaście lat, kiedy wybuchnie wojna w Korei, będzie chciał tworzyć specjalne ekipy sanitarne. Za pomocą jego wynalazku miały leczyć żołnierzy z choroby popromiennej. Armia odrzuci jego pomoc. 

Wszystkie owce do sypialni!

"Nie mają tu czasu na libido" – pisał Freud do Junga w czasie podróży do Ameryki. Nie miał racji.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Reich witał się ze Statuą Wolności, pochodzący z purytańskiej rodziny znawca os galasówek zaczynał swoje badania na temat życia seksualnego Amerykanów. Jego raport ujawni, że jest nadzwyczaj bujne i zróżnicowane. Biorąc pod uwagę prawo, które w wielu stanach wciąż przewidywało kary za homoseksualizm, seks oralny, a nawet zdradę, 80 proc. populacji teoretycznie powinno zostać natychmiast posłane do więzienia. Choćby farmerzy – 17 proc. obcowało płciowo ze swoimi zwierzętami. 

Badacz os nazywał się Alfred Kinsey. Jego badania finansował zaś klan Rockefellerów. Nie z myślą o seksualnej rewolucji, wręcz przeciwnie. Poznanie życia seksualnego Amerykanów miało służyć jego lepszej kontroli. Sponsorzy byli pełni wiary w eugenikę. Nawet badania nad antykoncepcją uzasadniano koniecznością zahamowania rozrodczości "bezwartościowej" części społeczeństwa. 

Jednak i raport Kinseya, i pigułka wywołały efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. 

Pomógł orgazmotron.

Czerwoni faszyści 

Po śmierci Freuda Reich uznał, że jest jedynym jego sukcesorem. Mistrz nie mógł już zaprzeczyć. 

Z punktu widzenia innych terapeutów, dawnych przyjaciół Freuda, Reich to paranoik na drodze ku schizofrenii. 

Pacjenci, którzy często stawali się wyznawcami Reicha, też początkowo nie dostrzegali sygnałów jego choroby. On jednak z roku na rok coraz mniej zachowuje się jak terapeuta, coraz bardziej jak guru. Tylko ci, którzy nie sprzeciwiają się szalonym pomysłom Reicha, widzą to, co on widzi. Pozwalają się poniżać i podzielają jego wiarę w spiski "czerwonych faszystów". "W.R. miał największe ego, jakie w życiu widziałam. We własnych oczach był największym z żyjących. To świat się na nim nie poznał – zanotowała jego ostatnia partnerka Aurora Karrer. – Miał zdolność do uwodzenia ludzi swoimi ideami. Zwłaszcza takich, których życie było puste. Niszczył ludzi, zwłaszcza najbliższych".

W książce "Mordercy Chrystusa" stworzył portret nowego przywódcy ludzkości. Na swój obraz i podobieństwo.

Rewolucja bez ryzyka

W 1947 r. Reich rozsyła tygodniowo po całej Ameryce 400-500 egzemplarzy swoich książek. Rozpoczyna się produkcja orgazmotronów. Jego Orgone and Cancer Research Laboratories odwiedzają literaci z Greenwich Village. Szukają sposobów "nieskrępowanego wyrażania ja", a przy okazji szansy na "apokaliptyczne orgazmy". Reich zostaje okrzyknięty prekursorem nowego ruchu wyzwolenia seksualnego. Zyskuje popularność, o jakiej nie mógł marzyć w Europie.

Biograf Bellowa James Atlas: „ » Funkcja orgazmu «Reicha miała w postępowych kręgach równie wielu czytelników jak » Sztuka i rewolucja «Trockiego dziesięć lat wcześniej”. Christopher Turner twierdzi, że rozczarowanym Stalinem amerykańskim komunistom i pozbawionym przywódcy trockistom dawał szansę na rewolucję. Indywidualną i bez ryzyka, w drewnianym pudełku podbitym blachą. „Orgazmotron – jego wnętrze obrazuje polityczną próżnię powojennej rzeczywistości, w której znaleźli się po wojnie przedstawiciele radykalnej lewicy”. 

Reich ma rzesze fanów, ale odrzuca popularność. Nie tylko dlatego, że dla wielu orgazmotron to tylko dobre miejsce do masturbacji (Burroughs twierdził, że miał w nim samorzutne orgazmy). Nie chce być liderem marginalnego ruchu.

"Przez takich jak oni rewolucje przegrywają" – mówi. W gruncie rzeczy jest purytaninem (podobnie jak Kinsey zawsze głosuje na Republikanów). Nie akceptuje pornografii, a nawet ostrych dowcipów – uważa, że fascynacja nimi to symptom problemów z orgazmem. Twierdzi, że homoseksualizm to zboczenie ze zdrowej, "genitalnej" drogi. Marzy o wiel-kiej społecznej zmianie, a nie ożywianiu życia seksualnego bohemy, która zresztą częściej gada o orgiach, niż je organizuje. 

Prawdziwą orgią, która pozwoliła się rozprzestrzenić rewolucji seksualnej na całą Amerykę i świat, staje się w tym czasie orgia konsumpcji. 
 

Rozkosz to mydło i czekoladki

W latach 50. gwiazdą staje się inny emigrant z Wiednia – Ernest Dichter. Ale gwiazdą reklamy. Zwano go "Freudem Madison Avenue". Ten syn niewydarzonego sprzedawcy, gdy jego bracia stawali się wyznawcami komunizmu, został wyznawcą konsumpcji. Kiedy w 1938 r. zjawił się w Nowym Jorku, rozesłał list do kilku firm o treści, w skrócie, następującej: "Jestem młodym psychologiem z Wiednia. Mam pomysły, które pozwolą wam podbić rynek". Właściwie pomysł był jeden – jak działać na podświadomość klienta, uwolnić jego libido i ukierunkować go na zakupy. Koncernowi Procter & Gamble pomógł np. na nowo wynaleźć mydło – jako erotyczny składnik kąpieli. A samą kąpiel – na podobieństwo seksu – zmienić w reklamach w erotyczny obrzęd uwalniania się z napięć i wyzwalania rozkoszy. 

Wanna też mogła stać się orgazmotronem. 

Wyzwólcie się z poczucia winy – namawiał Dichter Amerykanów – nie bójcie się odczuwać przyjemności. A przyjemność ma być na wyciągnięcie ręki – to Dichter wymyślił, że warto obłożyć kasy supermarketów czekoladkami.

Konsumpcja była dla Dichtera również politycznym narzędziem demokracji – uwalniając i zaspokajając ukryte potrzeby (cóż, że zastępczymi środkami), uniemożliwiała pojawienie się frustracji, która mogłaby spowodować wzrost popularności faszyzmu i komunizmu. 

Dichter chciał więc w gruncie rzeczy tego samego co Reich – i obydwaj z różnych kierunków, przez bohemę i przez wielkie koncerny, uruchomili seksualną rewolucję. Oczywiście – tak jak członkowie jednej rewolucyjnej partii – natychmiast oskarżyliby się o odchylenia i dążyli do unicestwienia przeciwnika. 

Reicha zabije rynek, choć on sam był przekonany, że to polityczny spisek "czerwonych faszystów" z FBI oraz UFO.

Żegnajcie, orgazmotrony 

W styczniu 1951 r. Reich wkłada do orgazmotronu termos z próbką radu. Chce dowieść, że energia orgonu może neutralizować promieniowanie jądrowe. Efekt jest odwrotny do zamierzonego – nad jego laboratorium pojawiła się czarna chmura w kształcie grzyba. Tak przynajmniej twierdził Reich i wyciągnął wniosek: chmura to nowa forma energii orgonu, DER, "śmiertelny orgon". "Tym samym znalazło się miejsce dla Tanatosa w jego wyłącznie erotycznej dotychczas teorii" – pisze Turner. 

Reich ucieka ze swojego laboratorium. Czuje, że jest napromieniowany. Uznaje, że najlepszym antidotum jest alkohol. Uzależnia się. Uznaje, że DER to zagrożenie dla świata, potem, że to "spaliny" napędzanych orgonem pojazdów Obcych. Buduje działa orgonowe, by rozpędzać chmury śmiertelnego orgonu i po nocach strącać UFO. Wierzy, że sprzyja mu prezydent Eisenhower, i kiedy widzi bombowce B-52, jest pewien, że to wsparcie z powietrza.

W 1956 r. zapada ostateczny wyrok w jego sprawie. Służby specjalne miały na niego oko od pierwszej chwili, gdy zjawił się w Ameryce. Jako eksczłonek partii komunistycznej był nawet internowany zaraz po Pearl Harbor. 

Jednak to nie FBI zagięła na niego parol, ale amerykański urząd ochrony konsumentów. Laboratorium Reicha odwiedzają inspektorzy udający pacjentów. Kiedy pokazują legitymacje, Reich wrzeszczy, że na jego barkach złożone są losy świata, a oni mu zawracają głowę zgodnością instrukcji obsługi orgaz-motronów z ich rzeczywistym działaniem (a raczej brakiem działania). Śle listy do prezydenta i Edgara Hoovera o spisku zagrażającym jego badaniom.

Pierwszy wyrok: orgazmotrony Reicha jako zupełnie bezużyteczne urządzenia pseudomedyczne mają zostać zniszczone, a jego książki – spalone. 

Reich go lekceważy, ale inspektorzy są nieustęp-liwi. Orgazmotrony – przynajmniej te powstałe pod okiem Reicha, bo pacjenci budowali je też domowymi metodami – zostają zniszczone. Jego książki zostają usunięte z publicznych zbiorów. Sześć ton publikacji jego instytutu zostaje spalonych. 

Zapada jeszcze jeden wyrok: dwa lata za lekceważenie postanowień sądu. 

Wilhelm Reich umiera w więzieniu 3 listopada 1957 r. na zawał.

W czasie pogrzebu odczytano fragmenty jego książki "Mordercy Chrystusa".

Zrywa się ulewa

Patti Smith poświęciła Reichowi piosenkę "Birdland", w której wraca on na statku Obcych na ziemię po syna Petera, uczestnika jego "gwiezdnych wojen". Peter pytany, czy wierzył w historie opowiadane przez ojca o orgonie i UFO, odpowiadał, że czuł się jak młody Luke Skywalker wtajemniczany przez Obi-Wana Kenobiego w sekrety Mocy. 

Napisał o swoim ojcu książkę "A Book of Dreams". To z niej Kate Bush zaczerpnęła pomysł na piosenkę "Cloudbusting". W teledysku grany przez nią Peter Reich jest świadkiem, jak panowie w czarnych garniturach aresztują jego ojca, który z pomocą działa orgonowego chce sprowadzić deszcz. Gdy agenci zabierają Reicha do limuzyny, Peter uruchamia maszynerię. Zrywa się ulewa.

Z orgazmotronem było podobnie – bez względu na to, czy wierzono w jego skuteczność, czy nie, i tak spowodował niezacieralne społeczne zmiany. Seksualne wyzwolenie czy nową, subtelną i podstępną formę represji?

Herbert Marcuse, jeden z "papieży" rewolty 1968 r., pisał: "Nie ma sensu rozmawiać o represji, jeśli kobiety i mężczyźni odczuwają dziś więcej satysfakcji z seksu niż kiedykolwiek w dziejach. Ale – dodawał zaraz – prawda jest taka, że ta wolność i satysfakcja zmienia świat w piekło". Dlaczego? Bo każde wyzwolone pożądanie zostaje natychmiast wchłonięte przez "kapitalistyczny system eksploatacji". Przez rynek. 

"Time Magazine" już w 1964 r. pisał: "Dr Wilhelm Reich okazał się prorokiem. Dziś już cała Ameryka jest jednym wielkim orgazmotronem". 

Oglądam reklamy, wchodzę do sieci i jedno wiem na pewno – od tamtej pory orgazmotronem stał się cały świat.

Ten Reicha miał jednak wielką zaletę. Można było z niego wyjść.

Żródło: wysokieobcasy.pl