Fatalną sytuację polskiej służby zdrowia potwierdza europejski ranking. W UE gorsze od nas są tylko Rumunia i Litwa.
Po raz ósmy opublikowany został europejski konsumencki indeks zdrowotny, który obejmuje większość krajów europejskich, w tym całą Unię Europejską. Tradycyjnie, już po raz piąty z rzędu, na czele znalazła się Holandia. I tradycyjnie Polska jest na dole tabeli.
Co więcej, polski wynik jest gorszy niż w 2013 roku, co jest rzadkością, bo w większości państw europejskich opieka zdrowotna się poprawia. W grupie 36 krajów znaleźliśmy się na 31. miejscu. Gorsze od nas okazały się Litwa (minimalnie, bo tylko o 1 punkt na 1000 możliwych) oraz Serbia, Czarnogóra, Rumunia i Bośnia i Hercegowina.
Ranking przygotowuje szwedzka firma badawcza Health Powerhouse, a jego prezentacja odbyła się we wtorek w Brukseli w obecności unijnego komisarza ds. zdrowia Vytenisa Andriukaitisa.
– Od wielu lat dziwi nas brak skupienia polskiej polityki na opiece zdrowotnej i ewidentna bezradność w kwestii poprawy fatalnych warunków – powiedział Arne Björnberg, kierownik badań. Według niego nie tłumaczy tego kryzys gospodarczy w Europie, bo Polska go nie doświadczyła. Bezwzględny poziom zamożności też nie ma kluczowego znaczenia, bo np. Estonia, Łotwa czy Czechy radzą sobie bardzo dobrze.
W Polsce najpilniejszymi problemami do rozwiązania są: niebezpiecznie długi okres oczekiwania na leczenie raka, zakażenia wewnątrzszpitalne czy brak profilaktyki w leczeniu uzależnienia od papierosów i alkoholu. Ale to tylko kilka przykładów. Wśród 48 kategorii przebadanych przez ekspertów znaleźć można tylko kilka, w których Polska dostała ocenę dobrą. Źle jesteśmy oceniani przede wszystkim w dostępności usług medycznych – należymy do grupy krajów o najdłuższym okresie oczekiwania na wizytę u specjalisty czy konkretną terapię.
Co ciekawe, o ile generalnie w rankingu kraje bogatsze wypadają lepiej niż biedniejsze, o tyle' jeśli chodzi o kolejki, nie ma żadnego związku między zamożnością społeczeństwa czy kwotami wydawanymi na służbę zdrowia a czasem oczekiwania. – To nie jest kwestia pieniędzy, ale mentalności – ocenił Arne Björnberg.
Jako przykład podał swoją ojczystą Szwecję, która wydaje dużo pieniędzy na opiekę zdrowotną, a i tak długie są listy oczekujących na leczenie. Na drugim biegunie jest Macedonia, gdzie problem kolejek zlikwidowano w ciągu kilku lat. Ministerstwo Zdrowia wprowadziło system elektroniczny, gdzie lekarz pierwszego kontaktu w czasie wizyty pacjenta wyszukuje specjalistę, który może go najszybciej przyjąć.Autorzy raportu przyznają, że więcej pieniędzy ma znaczenie, ale i biedniejsze kraje mogą mieć efektywną służbę zdrowia. A z kolei bardziej zamożne mogą mieć złe wyniki, jak np. Wielka Brytania, Włochy, Hiszpania czy Irlandia.
Generalnie opiekę zdrowotną w różnych krajach można przypisać do jednego z dwóch modeli, nazywanych modelami Bismarcka lub Beveridge od nazwisk ich twórców. W tym pierwszym istnieje sieć instytucji ubezpieczeniowych, które są niezależne od instytucji świadczących usługi finansowe. W drugim obie te funkcje wykonywane są przez jedną centralną instytucję lub kilka regionalnych. Według Health Powerhouse ranking udowadnia, że lepszy jest system bismarckowski – taki funkcjonuje w Holandii – niż Beveridge, który funkcjonuje np. w Wielkiej Brytanii.
– System typu Beveridge sprawdza się w krajach mniejszych, o populacji nie większej niż 10 milionów – uważa Arne Björnberg.
Anna Słojewska z Brukseli
Źródło: www.rp.pl