Resort zdrowia o naprotechnologii: to postępowanie stosowane od lat
Ministerstwo Zdrowia po uzyskaniu pozytywnej oceny projektu programu ochrony zdrowia prokreacyjnego zapowiedziało powstanie pierwszej kliniki referencyjnej realizującej ten program. O naprotechnologii w programie nie ma mowy wprost, ale jej metody mają być stosowane w diagnostyce i leczeniu niepłodności. Jak uzasadnia to resort zdrowia?
W sierpniu Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji pozytywnie zaopiniowała złożony przez Ministerstwo Zdrowia projekt programu polityki zdrowotnej pn. „Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce w latach 2016-2020”.
Ten projekt to realizacja pomysłu ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, który mówiąc o nim zaznaczał, że celem resortu jest powrót do korzeni wiedzy medycznej na temat niepłodności. W jednej z wypowiedzi dodał, iż resort chce też obalić mit, że do leczenia niepłodności prowadzi tylko jedna droga – na skróty – czyli in vitro.
Ministerstwo jest krytykowane za to, że nowy program ochrony zdrowia prokreacyjnego zakłada rozwój leczenia niepłodności wszystkimi innymi dostępnymi metodami terapeutycznymi niż zapłodnienie pozaustrojowe, w tym działaniami określanymi jako naprotechnologia.
– Naprotechnologia nie jest metodą naukową, ośmieszamy się jako kraj promujący pseudomedycynę – mówił nam wcześniej prof. Marian Szamatowicz, który w 1987 r. w Białymstoku dokonał pierwszego w Polsce udanego zabiegu zapłodnienia pozaustrojowego. – Ochronna medycyna prokreacyjna jest skuteczna, opiera się na faktach i dowodach medycznych – przekonywał z kolei doktor Tadeusz Wasilewski, założyciel kliniki Napromedica w Białymstoku, od 8 lat stosujący w swej pracy metody naprotechnologii.
Nie nauka, ale metody
W projekcie programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego nazwa „naprotechnologia”, co prawda nie pada ani razu, ale metody diagnostyczne i lecznicze stosowane w naprotechnologii jednak faktycznie się pojawiają.
Jak to wyjaśnia Ministerstwo Zdrowia?
Rzecznik prasowy resortu zdrowia Milena Kruszewska, odpowiada, że tworzenie regulacji prawnych opiera się wyłącznie o metody, które zostały udowodnione naukowo, a ”tzw. naprotechnologia nie jest odrębną dziedziną nauki – jest to skrót powstały od angielskich słów: Natural Procreativ Technology”.
Nie oznacza to jednak, że ministerstwo dystansuje się od metod stosowanych w naprotechnologii.
– Naprotechnologia to postępowanie diagnostyczno-terapeutyczne, które lekarze zajmujący się leczeniem niepłodności stosują u par starających się o potomstwo. Pod tym pojęciem kryją się działania, które mają na celu pomoc w naturalnym poczęciu dziecka, tj. badanie przedmiotowe, badania hormonalne, badanie nasienia, hysterosalpingografia (HSG) czy ultrasonograficzna ocena jajeczkowania. Obserwuje się również dni płodne kobiety oraz śluz szyjkowy. Na tej podstawie lekarz ocenia najbardziej optymalny moment na poczęcie dziecka – mówi Milena Kruszewska.
To już finansuje NFZ
– Są to powszechnie dostępne metody, znane i stosowane od kilkudziesięciu lat – stwierdza rzecznik prasowy ministra zdrowia.
Dodaje: – Te metody postępowania wchodzą w skład świadczeń zdrowotnych diagnostycznych i leczniczych kontraktowanych i finansowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
Świadczenia te ujęte są w wykazach świadczeń zdrowotnych, w rozporządzeniach Ministra Zdrowia w sprawie świadczeń gwarantowanych w odpowiednich zakresach np. ambulatoryjnej opieki specjalistycznej czy leczenia szpitalnego, wydanych na podstawie art. 31 d ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.
Jak precyzuje ministerstwo, celem tych świadczeń jest zidentyfikowanie zaburzeń płodności, takich jak np. zaburzenia hormonalne, nawracające poronienia, zespół policystycznych jajników, endometrioza itp. oraz ich leczenie z uwzględnieniem naturalnej gospodarki hormonalnej kobiety.
Nad opracowaniem „Programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce w latach 2016-2020” pracował liczny zespół, w tym eksperci z dziedziny położnictwa i ginekologii. Twórcy programu jednak ani razu nie wspomnieli wprost o naprotechnologii.
Nacisk na andrologię
Prof. Stanisław Radowicki, konsultant krajowy w dziedzinie położnictwa i ginekologii zaznacza, że tzw. naprotechnologia, rozumiana tak, jak widział ją jej twórca prof. Thomas W. Hilgers, odwołuje się do metod opartych na tzw. medycynie obserwacyjnej, które są obarczone dużym błędem. Nie ma też dowodów naukowych potwierdzających skuteczność tej metody.
– Dopuszczamy natomiast pewne metody obserwacyjnej medycyny, z tym, że nie uznajemy ich za nowoczesne – mówił nam profesor, podkreślając, że chodzi o elementy dotyczące diagnostyki i leczenia niepłodności, które zostały zarzucone z racji postępu medycyny. Nie rekomenduje się np. oglądania śluzu pod mikroskopem, bo są już inne techniki.
Jak natomiast podkreśla prof. Radowicki program jest próbą uporządkowania całości problemu leczenia niepłodności w Polsce. Program kładzie nacisk na znajomość problematyki płodności nie tylko u kobiet, ale i u mężczyzn – czyli na andrologię, a więc dziedzinę, która do tej pory wydawała się niedoceniana.
– Do tej pory w naszej kulturze funkcjonuje schemat, że to kobieta jest zwykle „winna” problemom z poczęciem dziecka. Tymczasem problem dotyczy niemal w takim samym stopniu mężczyzn i to stan ich zdrowia w niemal około 50 proc. przypadków jest przyczyną trudności ze spłodzeniem potomstwa – zaznacza prof. Stanisław Radowicki.
Dodaje, że w procesie diagnostyki niepłodności u pary już na samym starcie trzeba wykonywać podstawowe w tym przypadku badanie nasienia mężczyzny. Może się okazać, że ominiemy w ten sposób ogromną liczbę innych badań wykonywanych dzisiaj niepotrzebnie u kobiet. Badanie nasienia powinni móc zlecić lekarz pierwszego kontaktu, ginekolog i endokrynolog.
Ta medycyna przestała się rozwijać?
Doktor Tadeusz Wasilewski, który jako jeden z pierwszych lekarzy rozpoczął w kraju stosowanie metod naprotechnologii, pytany o program jego główną zaletę dostrzega w różnorodności postępowań związanych z leczeniem niepłodności.
– Medycyna dotycząca niepłodności przestała się rozwijać, gdyż zamiast dokładnego diagnostycznego dociekania przyczyn tej niepłodności rozwijano umiejętności pozwalające na poprawę wykonywania programu in vitro – przedstawia swój punkt widzenia.
Dodaje: – Skupiliśmy się w swojej wiedzy na rodzajach leków mogących służyć stymulacji i podnoszeniu wartości i ilości komórek jajowych, dbałości o wybór plemników, które możemy użyć w programie in vitro, a trzeba ich wtedy niewiele.
Zauważa, że 35 lat temu, gdy powstał program in vitro, nie było takich możliwości chirurgicznych, jakie są dzisiaj, w tym w zakresie laparoskopii, histeroskopii. Kiedy wymyślono in vitro o tych możliwościach w ogóle nie wiedziano. – Ministerialny program zainspiruje nas do innego postępowania – przekonuje.
„Zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną”
„Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce w latach 2016-2020” będzie wdrażany przez ministerstwo. Zapowiedział to podczas niedawnej (wrzesień) wizyty w Instytucie – Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas.
To w Instytucie ma powstać pierwsza z klinik referencyjnych, na których będzie opierała się realizacja programu. Jak powiedział Jarosław Pinkas, samorządy mogą finansować procedury in vitro. Natomiast ministerstwo, mając ograniczoną ilość środków w budżetach państwa i NFZ oraz w budżecie resortu, chce te pieniądze – jak to ujął wiceminister – lepiej wydać.
W ramach programu utworzona ma być m.in. sieć ośrodków referencyjnych, w których będzie znajdować się zespół poradni specjalistycznych z wysoko wykwalifikowaną kadrą medyczną, gdzie oprócz lekarzy specjalistów położnictwa i ginekologii, przyjmować będą m.in. endokrynolodzy, androlodzy, immunolodzy i genetycy.
W ośrodku referencyjnym możliwa będzie pełna diagnostyka w warunkach ambulatoryjnych i szpitalnych z możliwością przeprowadzania badań inwazyjnych i nieinwazyjnych oraz zabiegów operacyjnych. Resort zapewnia, że diagnostyka i leczenie niepłodności odbywać się będzie „w oparciu o światowe standardy i rekomendacje zgodne z najnowszą wiedzą medyczną”.
źródło: rynekzdrowia.pl