Z Katarzyną Górką, psychoterapeutką, psychologiem, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Jaromir Kwiatkowski: O stresie słyszymy zewsząd, dzisiejsze czasy uchodzą za bardzo stresujące. Lecz co właściwie należy rozumieć pod tym określeniem?
Katarzyna Górka: Stres jest bardzo ogólnym pojęciem, pochodzącym ze słownika psychologicznego. Patrząc powierzchownie, pod kątem psychologicznym, to pojęcie nam tak naprawdę nic nie mówi. Natomiast patrząc psychoterapeutycznie, w sposób pogłębiony, musimy zauważyć, że pod pojęciem „stres”, „stresujące czasy” czy „stresujące sytuacje” mieszczą się tak naprawdę bardzo różne uczucia: złości, smutku, rezygnacji, czasem beznadziei, świadomości braku wpływu na daną sytuację.
A zatem, kiedy pacjenci przychodzą na terapię i mówią, że odczuwają stres, rzeczą najważniejszą jest zdefiniowanie, co dla nich oznacza to pojęcie.
Czyli z tego wynika, że nie ma jednej definicji stresu?
Patrząc psychoterapeutycznie, nie ma jednej konkretnej definicji, bo dla różnych ludzi stres może oznaczać coś innego. Natomiast stres, o którym najczęściej mówi się i pisze, jest stresem psychologicznym, który mówi o pewnych stereotypach, schemacie tego, co my przeżywamy. Kiedy ludzie przychodzą na psychoterapię, to okazuje się, że dla każdego z nich stresem jest coś innego.
Czy dzisiejsze czasy jakoś szczególnie sprzyjają rozwojowi różnych stresów?
Patrząc na to pod takim kątem, że ludzie coraz mniej wyrażają swoje uczucia, to myślę, że tak. Kumulacja wszystkich uczuć w sobie powoduje później różne zaburzenia psychosomatyczne. Ogólnie ktoś może powiedzieć, że się stresuje, ma stresującą pracę czy przeżywa stresujące sytuacje. Ale, powtórzę, patrząc na to psychoterapeutycznie, trzeba zawsze dopytać, co to znaczy.
Czyli – co wydaje się oczywiste – chcąc rozładować stres, lepiej „wybuchnąć” niż dusić w sobie uczucia i emocje?
To zależy, w jakich okolicznościach. Jeżeli „wybuchniemy” przed szefem, to wpływamy niszcząco na nasze wzajemne relacje. Owszem, bardzo dobrze jest swoje uczucia uzewnętrzniać, ale w sposób społecznie aprobowany. Jeżeli chodzi o złość, możemy ją przecież wyładować np. na treningach kick-boxingu czy boksu. Natomiast należy na to patrzeć w kontekście społecznym: złość można wyładować w sposób niszczący, ale wyładowana w sposób symboliczny może powodować ulgę i doznanie spokoju wewnętrznego.
Niektórzy lubią sobie w takiej sytuacji np. zakląć pod nosem, mówią, że to ich rozładowuje.
Zgoda. Ale znów: jeżeli zrobimy to w obecności szefa, możemy narazić się na nieprzyjemności. Lecz kiedy wyjdziemy z gabinetu szefa i sobie pod nosem zaklniemy, to jest to odreagowanie złości, ale w taki sposób, że nie niszczymy niczego co nas otacza: ani naszych relacji z szefem, ani swojej pozycji.
Czasami można usłyszeć, że kogoś stres napędza do działania, czyli pełni w jego życiu rolę pozytywną. Czy jest tzw. dobry i zły stres?
Oczywiście, bo sposoby, przy pomocy których radzimy sobie ze stresem, bywają różne. Jedni zamykają się w sobie, a kumulacja uczuć i emocji może powodować różne zaburzenia. Inni traktują sytuacje stresowe jako wyzwanie i odczuwają potrzebę zmierzenia się z nim, zaglądnięcia w siebie. Kiedy pacjenci przychodzą na psychoterapię, to różnie do tego podchodzą. Jedni są przerażeni, że odczuwają złość, bo są nauczeni od dzieciństwa, że złość jest złym uczuciem. A tak naprawdę złość jest uczuciem neutralnym, jak smutek, radość czy szczęście, tylko możemy ją wyrażać w różny sposób. Jeżeli niszczymy wszystko wokół siebie, to się tego boimy i będziemy od tego uciekać, bo nam się to będzie kojarzyć z tym, że jesteśmy osobami destrukcyjnymi, że wpływamy negatywnie na relacje z innymi. Natomiast dla niektórych ludzi, którzy potrafią wyrazić złość w sposób asertywny, jest ona budująca. W wielu przypadkach, kiedy czujemy złość, widzimy, że wpływa ona pozytywnie na relacje międzyludzkie, ponieważ konflikt też może doprowadzić do rozwiązania, do pójścia do przodu.
Co nas powinno zaniepokoić? Co jest objawem tego, że nasz stres ma charakter niszczący?
Powinny nas zaniepokoić wszystkie objawy psychosomatyczne, czyli wszelkie te objawy, które płyną z naszego ciała i pokazują, że my coś przeżywamy, ale nie mamy do tego dostępu, więc nasze ciało „mówi za nas” językiem typowo fizycznym, co nam dolega. Np. ludzie często skarżą się na migrenowe bóle głowy czy bóle brzucha. Jeżeli ktoś nie radzi sobie ze swoją emocjonalnością, może też popaść w jakiś rodzaj depresyjności, charakteryzujący się tym, że jest bardziej smutny, izoluje się od otoczenia, „ucieka”, nie chce rozmawiać z innymi.
To niepokojące objawy. Spójrzmy na to od strony pozytywnej.
Pozytywne jest to, że ludzie trafiają na psychoterapię i pracują nad własnym rozwojem. Świadomość w społeczeństwie na tyle się poszerzyła, że coraz częściej zaczynamy zauważać, iż na psychoterapię trafiają nie tylko „wariaci”, osoby z zaburzeniami psychicznymi. Wiele osób trafia na psychoterapię z pobudek rozwojowych: by poznać siebie, nauczyć się wyrażać swoje uczucia.
Czyli jedną z rzeczy, które możemy zrobić, gdy już się pojawią te niepokojące objawy, to zgłoszenie się na psychoterapię. Co jeszcze?
Niekoniecznie musimy iść na psychoterapię. Podstawą jest komunikacja. Jeżeli mamy w naszym otoczeniu bliską osobę, z którą możemy porozmawiać, podzielić się naszymi uczuciami, wrażeniami, sytuacjami, czy to z pracy, czy z życia codziennego, to jest to pierwszy czynnik, który w wielu przypadkach może nam pomóc. To co Pan mówił – że sobie czasami zaklniemy pod nosem – to też jest sytuacja, która nam pomaga, bo w taki symboliczny sposób oddajemy naszą realną sytuację.
Czasami słyszy się: „co cię nie zabije, to cię wzmocni”.
To bardzo trafne powiedzenie. Natomiast trzeba mieć jeszcze taką dojrzałość, by z każdego doświadczenia wyciągnąć dla siebie coś pozytywnego. Nie każdy tak potrafi, tym bardziej, że polskie społeczeństwo charakteryzuje się rysem masochistycznym, więc wiele osób będzie patrzyło na te trudne sytuacje z poczuciem krzywdy, żalu, z pretensjami. Natomiast jeżeli ktoś akceptuje to powiedzenie, wskazuje to na jego wyższy poziom rozwoju. To przesłanie daje nam perspektywę, że na każde nasze doświadczenie życiowe będziemy patrzyli pod kątem, co mi ono dało, co wniosło w moje życie, do czego mnie doprowadziło. Nie z poczuciem krzywdy, żalu, ale z przekonaniem, że każda sytuacja w naszym życiu stanowi bogactwo, z którego później możemy korzystać. Jeżeli skorzystamy – to jesteśmy o krok do przodu. Jeżeli „zasuniemy zasłonę” i będziemy się starali coś oddalić, a więc nie będziemy potrafili skorzystać z naszych doświadczeń – to będziemy doświadczać tych samych błędów.
Katarzyna Górka
źródło: biznesstyl.pl
fot. fotolia.pl
Dodaj komentarz